Dzisiejszy dzień spędziliśmy w zaiste magicznym miejscu - na samym północnym czubku Nowej Zelandii. To wyjątkowe miejsce dla Maori i wcale mnie to nie dziwi... tutaj po prostu wisi coś niezwykłego w powietrzu...
Dzień wcześniej zajechaliśmy akurat trafiając na zachód słońca. Chyba miało tak być... Pozwolicie, że pozostawię to bez komentarza... nam zamknęły się totalnie gadaczki na jakąś godzinę co najmniej ;-)
Zabiwakowaliśmy na plaży w Tapatupotu Bay, gdzie jak się okazuje jest całkiem przyzwoity camping... koniec świata i to dosłownie ,a czyste kibelki z papierem toaletowym jakby były tutaj oczywistością!!! A opłaty?... samoobsługa - jest po prostu zainstalowana odpowiednia skrzyneczka, która przyjmuje kasę i oczywiście wszyscy to robią. Tutaj normalka... w Polsce nie do pomyślenia.
Rano zwlekliśmy się niespiesznie. Mnie udało się nawet popływać w Pacyfiku i poganiać z falami. No i jeszcze ostatni rzut oka na drzewko, pod którym rozbiliśmy namiot.
Wróciliśmy jeszcze raz na Cape Reinga, przez Maori nazywany Te Rerenga Wairua, czyli w wolnym tłumaczeniu 'miejsce skąd dusze zmarłych odchodzą do domu' - Hawaiki. Maori wierzą, że dusze schodzą do podziemnego świata po stopniach utworzonych z korzeni świętego dla Maori, ponad 800 letniego drzewa, które rośnie na skale. Samo drzewo widać z dość daleka i nie dopuszcza się tam tzw. turystów - raczej zrozumiałe ;-) Co ciekawe, podobno akurat to drzewo nigdy nie kwitło...
Wierzcie mi na słowo - to drzewo jest tutaj w postaci kropki na ostatniej skale po prawej stronie ;) |
Na Cape Reinga spotykają się też dwie ogromne masy wody - Morza Tasmana i Pacyfiku. W tym miejscu ścierające się fale dają niezwykły popis ogromu żywiołu wody... Dla Maori to symboliczne spotkanie i odwieczne ścieranie się energii kobiecej i męskiej. Cóż... trudno o trafniejszą metaforę :-)
![]() | ||
Źródło: http://en.wikipedia.org/wiki/File:Meeting_point_of_Tasman_Sea_and_Pacific_Ocean.jpg |