piątek, 3 lutego 2012

Poor Knights, poor cave divers...

 
 
No i wreszcie obiecany przez Mikołaja post!


Ostatnie wtorek i środa upłynęły nam pod znakiem nurkowań na Poor Knights Islands, położonych ok. 12 mil morskich na wschód od wybrzeża, miejscówce uchodzącej za jedno z „Top 10” miejsc nurkowych na świecie. Myliłby się jednak ten, kto wyobraża nas sobie wśród rybek, muren, raj i innych takich (choć doświadczyliśmy oczywiście takich widoków, szczególnie zaś Mikołaj: „ ̶ Eeee, przereklamowane, w Egipcie jest dużo fajniej…”).
Ja (AW) z LC ulegliśmy natomiast czarowi tamtejszych podwodnych jaskiń pochodzenia wulkanicznego. Więc Ci, którzy marudzili, że się obijamy i nie byliśmy jeszcze w żadnej dziurze, powinni być ukontentowani. Jaskiń odwiedziliśmy łącznie sześć, z czego dwie w pełni zasługują na to miano, ponieważ od pewnego momentu traciliśmy w nich całkowicie kontakt ze światłem z zewnątrz. W jednej z nich, około 130-metrowej długości, noszącej miano Stirling Cave (lub, co nam bardziej pasuje ̶ Scary Cave), przeżyliśmy przygodę, która przy nieco mniejszym doświadczeniu podwodno-jaskiniowym i braku opanowania z pewnością zakończyłaby się w bardzo smutny sposób. Próbując przy całkowicie zerowej wizurze wyplątać z poręczówki kamerę i jakoś się odnaleźć w trójwymiarowej przestrzeni, obydwoje z Lucą śmialiśmy się w duchu, że przylecieliśmy na drugą półkulę tylko po to, żeby na samym początku wyprawy zakończyć żywot w jakiejś „marnej” (acz bardzo ładnej) oceanicznej dziurze. Ostatecznie wybrnęliśmy i mamy teraz co wspominać. Jak się okazało, występująca w głębszych partiach tutejszych dziur haloklina oraz duże pokłady solno-mulasto-piaszczystych osadów stanowią wielkie zagrożenie dla płetwonurków. Poruszanie się tam bez poręczowania byłoby po prostu próbą samobójczą.
Ale jedźmy dalej. Bardzo ciekawa jest także inna jaskinia, dość zresztą znana – Taravana. Jest to system dwuotworowy, umożliwiający pokonanie ok. 300-metrowego trawersu, z ewentualnymi „skokami na boki”. Otwór przez który wpływaliśmy do środka jest ogromny, można w przybliżeniu przyjąć, że ma wysokość blisko 20 metrów, i tyleż szerokości. Niestety, próbując samodzielnego poręczowania w połowie wysokości (a raczej głębokości) jaskini, a nie wiedząc z jakim ogromem mamy do czynienia (dość słaba wizura nie pozwalała na realną ocenę), musieliśmy zawrócić po niecałych 100 metrach. Podjęliśmy jeszcze próbę zejścia na samo dno i zygzakując znaleźliśmy poręczówkę wykorzystywaną wcześniej do kartowania przez Jamie’go (Dive Tech NZ). Popłynęliśmy zatem jeszcze raz w głąb jaskini przy samym dnie, czyli na ok. 35 metrach, jednak po pokonaniu dystansu ok. 120 metrów , niemal w połowie „trawersu”, rozsądek i dojście do rezerwy gazu kazały nam zawrócić. Jak się okazało, decyzja była nad wyraz słuszna – musieliśmy bowiem płynąć do wyjścia pod dość silny prąd, prawie niewyczuwalny przy wpływaniu do środka. Powrót zajął nam zatem nieco więcej czasu. Łącznie zrobiliśmy więc w tej jaskini około 440 metrów, znacznie więcej, niż ma sam trawers. Cóż… :)
Co więcej można napisać o tych dwóch dniach spędzonych na Poor Knights? Na pewno było bardzo przyjemnie. Kevin (właściciel łodzi Mazurka - OceanBlue Adventures) i jego żona zadbali o dobre lokalizacje nurkowe i o dobre jedzenie ;) Pływanie między różnymi malowniczymi zatoczkami i wreszcie nocleg na kotwicy (przed zaśnięciem zrobiliśmy jeszcze we dwóch z Mikołajem nurkowanie nocne, reszta towarzystwa „zleszczyła”) dopełniają obrazu sielanki. A dzięki Jamie’mu, który pożyczył nam twinsety i butle boczne z gazami dekompresyjnymi, normalnie niedostępnymi w Tutukaka czy bliższej okolicy, mogliśmy zanurkować z Lucą tam, gdzie „rekreacyjni” nie mają szansy dotrzeć.
Warto też wspomnieć, że ręce nas świerzbiły do wspinaczki na wysokich klifach. Jest to jednak dość drogi sport – wspinanie tutaj kosztuje 10.000 NZ$ (czyli ok. 28.000 PLN)… kary.
Nie da się ukryć, smutno było wyokrętowywać się w porcie w Tutukaka. Ale czas ruszyć na samą północ!

2 komentarze:

  1. czy ten typ z niedogoleniem to nurek Mikołaj?, oczko takie nostalgiczne po tatusiu

    OdpowiedzUsuń
  2. Poor or rash cave divers? Niewiele brakowało a znaleźlibyście się w krainie Hawaiki. Czyli jaskinia, jak ta opisana przez Ciebie, to dla laika wodny niebyt, bez początku i końca.Dobrze ze instynkt samozachowawczy u was działa. Oszczędzajcie go, bo to dopiero początek waszej przygody. Czemu Miko kaprysi, czy rybki nie dość kolorowe?

    OdpowiedzUsuń