W sobotę wieczorem dotarliśmy wreszcie do miejscowości Tutukaka. Jest to w zasadzie miejscowość przy sporej marinie, skąd wypływają łodzie z nurkami na Poor Knights Islands. Znaleźliśmy "naszą" łódź, o polsko brzmiącej nazwie "Mazurka", a tam Mel - żonę Jamiego, jedynego instruktora jaskiniowego w Nowej Zelandii i jednocześnie właściciela firmy Tech Dive NZ. Mel przekazała nam zamówione kilka tygodni wcześniej butle i balast. Możemy więc zacząć myśleć o nurkowaniu!
Zakotwiczyliśmy na campingu, rozbiliśmy nasz 3-osobowy namiot, który okazał się być 2-osobowym, stąd Miko wylądował najpierw w hamaku na płocie, a potem w bagażniku auta.
A rano... a rano nie mogliśmy wstać!! :)
Mik, śmieszna osobo. Zrób jakieś surferskie zdjęcia, bo fryzura coraz bardziej akuratna :P
OdpowiedzUsuńNowy blog nie mieści się na komputerze 10" - trzeba przewijać w bok. No i zgubiliście logo z kiwi. Było zabawne :)
ta czerwona twarzyczka to od słońca ?
OdpowiedzUsuńprzecież chodzisz do góry nogami to buty nie są potrzebne
OdpowiedzUsuńAle z Was leserzy!!!
OdpowiedzUsuńCześć Miki :) Widzę Cię więc .... nie bądź zbyt grzeczny :) Wyśmienitej zabawy i pozdrowienia dla reszty ekipy :)
OdpowiedzUsuńJacek
...jak to jedynego instruktora nurkowego w Nowej Zelandii?!
OdpowiedzUsuńzwariowali czy co... jak to możliwe?!
żarty?!
toż to eldorado by było... czyżby jeszcze tego kraju nie pożarł murszejący kapitalistyczny ekspansjonizm?
kLk
eee chyba się muszę wyspać... pożarł już pożarł...
UsuńkLk