czwartek, 26 stycznia 2012


Niektórym latanie nie służy - jak widać na zdjęciu, Mikołajowi też nie bardzo. Choć w drugiej części naszej 10-godzinnej podróży poczuł się już dużo lepiej i podrywał intensywnie urodziwą stewardessę :)
A zatem zgodnie z planem opuściliśmy Pragę samolotem Korean Air, żeby po przesiadce w Incheon w Korei dostać się tymi samymi liniami do Auckland. Wbrew wcześniejszym ostrzeżeniom linie okazały się przyjazne, miejsca na nogi było wystarczająco, obsługa miła. Niestety, z Lucą nie dostaliśmy zamówionego wcześniej posiłku wegetariańskiego, co starano się nam zrekompensować owocami dostarczonym z first klasy :)  Zupa z wodorostów, ryż z pikantną pastą pieprzową i coś jeszcze (?) dopełniły całości.
W ramach rozrywki film z Wyspy Wielkanocnej z naszą klubożanką Betką w jednej z ról głównych. Tak to już jest, człowiek haruje całe życie, a inni robią międzynarodową karierę. Polecam w koreańskiej wersji językowej!
Lotnisko w Korei przywitało nas słońcem i bezchmurnym niebem. Ale pozory mylą - na zewnątrz -4 stopnie! Na transferze tradycyjne już w Azji kamery termowizyjne do wykrywania podejrzanych typów z wysoką gorączką, a zupełnie nietradycyjnie Internet całkowicie za free :) Nie to co w Europie, że o Okęciu nie wspomnę.Czekamy na jumbo do Auckland, tym razem już dość krótko.
AW  //  24.01.2012  // 15:41 czasu lokalnego, czyli 7:41 czasu polskiego

Opublikowano we wcześniejszym blogu 24 stycznia 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz