czwartek, 26 stycznia 2012

W krainie Kiwi - dzień pierwszy

Po 11 godzinach lotu, podczas którego staraliśmy się oszukać zmianę kolejnych stref czasowych śpiąc cały czas, dotarliśmy do celu naszej wyprawy - Nowej Zelandii. Tutaj także powitała nas słoneczna pogoda, której towarzyszy bardzo wysoka jak dla nas na tę chwilę temperatura - około 25 st. C. Ale jak to zwykle w NZ bywa, troszkę wieje - a jak wieje, to i chłodzi!
Na terminalu pustki, ale i tak pasażerowie naszego jumbo utworzyli długą kolejkę w hali odpraw, swoje trzeba było odstać. Sama odprawa poszła bez problemu, dopiero na tzw. biosecurity dość miły Hindus wziął w obroty Mikołaja - skończyło się na konfiskacie miodu, jednego z prezentów dla Phill’a :/ I tak dobrze, że nie zapłacił 400NZ$ kary, grożącej przemytnikom jedzenia. O dziwo, resztki maminego murzynka nie wzbudziły protestu i będzie można się nim jeszcze podelektować.
Phill jak zwykle niezawodny - odebrał nas z lotniska, zawiózł do wypożyczalni samochodów (z której wyjechaliśmy Toyotą Gracia [czytaj: Camry]) i wreszcie pilotował aż do swojego domu, gdzie spędzimy najbliższe dwa dni. BTW: przerzucenie się na jazdę lewą stroną drogi przychodzi jakby łatwiej, niż ostatnim razem.

Na miejscu czekała nasza przesyłka ze sprzętem nurkowym, w nieco opłakanym stanie, ale na szczęście z zawartością nic złego się nie stało. Luca będzie spać w niegdyś moim pokoju na górze, a ja (AW) z Mikołajem zajęliśmy salon na dole. Jest cicho, ciepło, miło i przyjemnie :)
Przekazaliśmy Phillowi butelkę wina, którą specjalnie na tę okazję kupiłem we Francji na początku stycznia. Nie ma co, popodróżowała sobie ze mną :) Do tego, poczyniwszy najpierw pierwsze zakupy w supermarkecie w Beachlands (“Jesteście Państwo z Polski?! Tak myślałałam! Byłam w Warszawie tuż przed upadkiem komunizmu!) upichciliśmy małe co nieco, żeby jakoś odwdzięczyć się gospodarzowi za pomoc, jakiej nam udziela.


Po obiedzie Luca i Mikołaj, którzy rzekomo już się “zaadaptowali bez najmniejszego problemu do nowej strefy czasowej” (- Jesteście pewni? - Taaaak, jest spoko!) padli jak muchy i cały czas śpią :) Obowiązki kronikarskie spoczęły więc na mnie, “niezaadoptowanym”. Poczekam do jutra, aż się towarzystwo obudzi, pewnie za jakieś 20 godzin…
Co do pierwszych spostrzeżeń - Nowa Zelandia nie stoi w miejscu, woda w oceanie jakby bardziej turkusowa, zieleń zieleńsza, ludzie jeszcze milsi, nowe odcinki autostrad i obwodnicy w mieście oddane… Natomiast atmosfera lekkiej ‘wakacyjnej’ flegmy pozostała, i to jest to, czego nam w najbliższym czasie najbardziej potrzeba.
AW  //  25.01.2012  // 23:25 czasu lokalnego, czyli 11:25 czasu polskiego

Opublikowano we wcześniejszym blogu 25 stycznia 2012


Komentarze:

mares:  MIKO NIE NAUCZYŁEŚ SIĘ PO JAMBO, ŻE NIE WOLNO SPAĆ NA SŁOŃCU?

Guten: dziękuję autorom za uwzględnienie moich nachalnych mejlowo-smsowych próśb o uruchomienie komentarzy.
a.

1 komentarz: